"My Naród" "My Naród"
90
BLOG

Partia prezydentów

"My Naród" "My Naród" Polityka Obserwuj notkę 0

  

W Polsce trwa permanentna, prezydencka kampania wyborcza. Nie wiadomo kiedy się dokładnie rozpoczęła, ale widzimy jak się rozwija. Do niedawna mówiono o dwóch kandydatach. Ostatnio do gry dołączył, nie całkiem znany opinii publicznej, prezydent Wrocławia Rafał Dudkiewicz.

 

 

 

                                                                                                             Wybory za dwa lata. Kto jeszcze ruszy do wyścigu? Ilu kandydatów się ujawni? Na naszej scenie politycznej jest partia, w której szeregach kilku liderów marzy o kierowaniu państwem. Nie ma w Polsce drugiej formacji z taką ilością chętnych do piastowania urzędu Prezydenta RP. Prowadzą oni już obecnie aktywną kampanię, ukrytą przed oczami przeciętnego obywatela, natomiast widoczną dla specjalistów od marketingu politycznego. Tą formacją jest Platforma Obywatelska.

           

 

 

„Zaraz, zaraz” – ktoś powie – „przecież PO ma swojego kandydata – Donalda Tuska!”. Na pewno? Czy z fotela premiera – szczególnie podczas kryzysu gospodarczego- Tuskowi będzie łatwo „odbić się” na fotel prezydenta? Przed wyborami prezydenckimi w PO powinno dojść do wyłonienia nowego szefa partii. Czy Donald Tusk jest w stanie wygrać te wybory? Czy ma zaplecze polityczne? Kto naprawdę steruje dziś Platformą? Odpowiadając na postawione pytania spróbuję przeanalizować kto jeszcze w PO aspiruje do fotela prezydenckiego.

 

 

 

                                                                                                           Kandydat nr 1 to Radek Sikorski.W ostatnichwyborach parlamentarnych otrzymał 117 219 głosów. Według najnowszych sondaży popularności Sikorski jest najlepiej ocenianym członkiem rządu. Młody, lat 45, dynamiczny i zawsze uśmiechnięty, odnoszący prawie same „sukcesy” może się podobać wyborcom. Elegancki, mówiący  płynnie po angielsku -ukończył Uniwersytet w Oksfordzie- jest politykiem bardzo rozpoznawalnym.

 

Dla niektórych bohater wojenny, uciekinier z komunistycznej Polski, w latach 1986-1989 był korespondentem wojennym brytyjskich "Spectatora" i "Observera" w Afganistanie i Angoli. Otrzymał pierwszą nagrodę World Press Photo w kategorii zdjęć reporterskich za zdjęcie rodziny afgańskiej zabitej w bombardowaniu, dzięki czemu w roku 1992 z korespondenta "The Sunday Telegraph" i doradcy magnata prasowego Ruperta Murdocha przeistoczył się w  wiceministra obrony narodowej.  

                                                                                                                      O wojsku niestety nie miał zielonego pojęcia. Karabinki kbk AK widział z bliska u mudżahedinów i nie rozróżniał dywizji od dywizjonu, a żołnierze mówili o nim „Radek-plakietka”, bo jedyne co zrobił w MON to wprowadził plastikowe plakietki z nazwiskiem noszone na mundurze. Radek jest bardzo ambitny i zdając sobie sprawę z pewnych braków –  w roku 1999 ukończył na Akademii Obrony Narodowej wyższy kurs obrony dla urzędników administracji państwowej. 

Jednak prawdziwym marzeniem Radka była dyplomacja. W rządzie Jerzego Buzka, w latach 1998 – 2001 został podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, gdzie odpowiadał za sprawy konsularne, łączności z Polonią oraz stosunki RP z państwami Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Po przegranych wyborach przez AWS Radek Sikorski sprawdził się jako członek rzeczywisty- resident fellow- Amerykańskiego Instytutu Przedsiębiorczości w Waszyngtonie oraz Dyrektor Wykonawczy Nowej Inicjatywy Atlantyckiej z pensją 20 tys. dolarów miesięcznie.  

                                                                                                               Ambicje polityczne spowodowały, że w roku 2005 wrócił do Polski. Po starcie w wyborach trafił do Senatu z listy Prawa i Sprawiedliwości w okręgu bydgoskim. W dalszym ciągu marzył o fotelu szefa MSZ, ale to stanowisko przypadło Stefanowi Mellerowi. Kiedy  premier Marcinkiewicz nie mógł znaleźć żadnego kandydata na Ministra Obrony Narodowej rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania. Ponieważ Radek był już kiedyś wiceministrem MON otrzymał propozycję objęcia tego urzędu. Sikorski odnalazł się w tej roli i potrafił świetnie sprzedawać medialnie.  

Ukazał kadrę Wojska Polskiego jako mało sprawnych fizycznie i nie znających języka angielskiego ćwoków. Na odprawach z kierownictwem MON mówił najczęściej po angielsku i osobiście interesował egzaminem z wychowania fizycznego nie znając do końca warunków tego egzaminu. Minister uczynił z egzaminu WF-u swój projekt sztandarowy, odpowiednio nagłaśniając to w mediach, nie zauważając, iż żołnierze zawodowi co roku oprócz egzaminu z WF-u zdają także egzaminy z taktyki czy strzeleckie, nie mówiąc o innych zadaniach.  

                                                                                                                       Prasa i media temat kupiły. Sikorski wciela w życie „wielką reformę armii”. Zaczyna od Sztabu Generalnego- dodając dwie komórki i wymieniając etaty wojskowe na cywilne. Dalej zajmuje się szkolnictwem wojskowym – przedstawiając plan likwidacji Szkół Oficerskich – np.: Szkoły Orląt w Dęblinie, czy Wyższej Szkoły Oficerskiej we Wrocławiu. To miejsce ma wypełnić Uniwersytet Obrony Narodowej oraz szkolenia u sojuszników na amerykańskich uczelniach wojskowych. 

Kiedy pan minister doszedł do wniosku, że wojsko zbyt dużo wydaje na periodyki wojskowe, połączył wszystkie czasopisma wydawane przez MON w jedną Redakcję Wojskową. Reforma, która weszła w życie na początku roku 2007 oznaczała utratę autonomiczności gazet poszczególnych rodzajów wojsk – sił lądowych, powietrznych i marynarki wojennej. Szalę cierpliwości premiera Kaczyńskiego przelało uznanie przez Radka wybitnych zasług ostatniego szefa WSI gen. Dukaczewskiego i próba uczynienia go dowódcą Śląskiego Okręgu Wojskowego albo wyznaczenie na przedstawiciela Polski w Kwaterze Głównej NATO. 

                                                                                                                      5 lutego 2007 r. Sikorski podaje się do dymisji, ale i tu wygrywa ponieważ za główny powód swojego odejścia uznaje konflikt z powszechnie nielubianym szefem Służby Kontrwywiadu Antonim Macierewiczem. Tymczasem prawdziwą przyczyną odejścia Radka była zła ocena dokonana przez premiera Kaczyńskiego. Wydaje się, że na temat sytuacji w armii interweniował ówczesny zastępca Szefa BBN gen Polko. Następca Sikorskiego minister Szczygło jeszcze pod koniec lutego skrytykował planowaną reformę szkolnictwa wojskowego, a od marca z powrotem uruchomił periodyki rodzajów sił zbrojnych likwidując moloch w postaci „Przeglądu Sił Zbrojnych”. 

Odchodząc z MON siłą rzeczy Radek pożegnał się z PiS. Będąc politykiem bardzo popularnym rozpoczął sondaż dotyczący budowy własnej formacji politycznej. Niestety brakowało mu zaplecza politycznego. Dlatego zaczął dryfować w stronę Platformy  aby w końcu wystartować z listy PO w wyborach parlamentarnych i w listopadzie 2007 zostać Ministrem Spraw Zagranicznych. 2 grudnia 2007 Sikorski wstąpił do PO. 

                                                                                                           Stanowisko Ministra SZ rozgrzało ambicję Radka. Świetnie budował swój wizerunek wykorzystując miejsce w jakim się znalazł. Niestety nadal nie posiada wystarczającego zaplecza politycznego. Być może liczy, iż uda mu się wykorzystać podziały wewnątrz PO. Radek Sikorski w wyścigu do prezydentury szanse ma duże, ambicje jeszcze większe, ale brakuje mu wsparcia. Moim zdaniem stanowi tylko narzędzie w rękach Wielkiego Rozgrywającego -kim jest ujawnię później- który za pomocą określonych manipulacji wykorzystuje Sikorskiego w dużej rozgrywce jaką prowadzi wewnątrz PO. Dlatego o wiele większe szanse ma kandydat nr 2. 

                                                                                                                  To Bronisław Komorowski.W ostatnichwyborach parlamentarnych otrzymał 139 320głosów. Według sondaży popularności znajduje się  w czołówce najlepiej ocenianych członków rządu, zaraz po Radku Sikorskim. Często nawiązuje do swojego pochodzenia – dziadek Bronisława posiadał tytuł hrabiowski. Stara się ukazać jako polityk stojący na uboczu walki między dwoma największymi partiami w Polsce, rzadko formułując opinie skrajne. Stonowany, elokwentny, bardzo inteligentny, świetnie odnalazł się na stanowisku Marszałka Sejmu. Jednocześnie wykorzystuje to stanowisko do wyrażania opinii prawie na każdy temat bieżących wydarzeń politycznych.  

                                                                                                                 Mistrz lawirowań  i uniku jednoznacznych deklaracji. Poseł zawodowy – I, III, III i IV kadencji, potrafił zawsze odnaleźć się w partiach władzy. Przed rokiem 1989 aktywny działacz opozycji - w 1971 r. został po raz pierwszy aresztowany za działalność opozycyjną. W 1976 r. pomagał robotnikom Radomia i Ursusa. Współpracował z Komitetem Obrony Robotników oraz Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela. W latach 1980 – 1981 pracował w Ośrodku Badań Społecznych NSZZ „Solidarność" Regionu Mazowsze. W czasie stanu wojennego był internowany. Później, do 1989 r. pracował jako nauczyciel w niższym seminarium duchownym w Niepokalanowie. Jest absolwentem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.  

W 1989 roku został dyrektorem gabinetu w Urzędzie Rady Ministrów. Choć ani jednego dnia nie spędził w wojsku, bardzo interesował się  armią  w związku z tym udało mu się zostać wiceministrem obrony narodowej ds. społeczno-wychowawczych w rządach Tadeusza Mazowieckiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego i Hanny Suchockiej. Za swój sukces w tym okresie uważa min. „wprowadzenie możliwości wychodzenia żołnierzy służby zasadniczej poza koszary w ubraniach cywilnych”. W latach rządów koalicji SLD-PSL przewodniczył sejmowej Komisji Obrony Narodowej. 

                                                                                                               Członek najpierw OKP, później polityk Unii Demokratycznej i Unii Wolności. Zawsze wie kiedy uciec z tonącego okrętu. W 1997 r., pod koniec trwania II kadencji Sejmu, wraz z grupą działaczy UW pod kierownictwem Jana Rokity, utworzył Koło Konserwatywno-Ludowe. Koło w tym samym roku przyłączyło się do nowo powstałego Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, które następnie przystąpiło do Akcji Wyborczej Solidarność. W SKL pełnił funkcje: sekretarza generalnego i wiceprezesa.

 

Komorowski zdobywa mandat poselski i w latach 1997 – 2000 przewodniczy sejmowej Komisji Obrony Narodowej. W roku 2000  udaje mu się zostać ministrem obrony narodowej. Wreszcie jawi się w roli wielkiego męża stanu. Jako minister ON pokazał swoją drugą twarz w ostrym konflikcie z wiceministrem Romualdem Szeremietiewem. 

                                                                                                 Komorowskiemu, a raczej jego przyjaciołom z WSI, bo on nie za bardzo orientuje się w kwestiach wyposażenia wojska, nie podobają się koncepcje produkcji Kołowego Transportera Opancerzonego w oparciu o polskie technologie. Dlategonajpierw próbuje odwoływać wiceministra, a nie mogąc nic zdziałać na tym polu rozpoczyna jego inwigilację. Przy pomocy WSI brutalnie rozprawia się z wiceministrem Szeremietiewem. Asystent wiceministra Zbigniew Farmus,  zostaje zatrzymany w wyniku pokazowej akcji z użyciem wojskowego śmigłowca. Co ciekawe, zatrzymania dokonuje UOP a wiceministrowi postawiono zarzuty korupcyjne.

 

                                                                                                                     24 października 2008 r. po 7 latach od tej sprawy zakończył się wynikiem uniewinniającym proces wiceministra Szeremietewa. Bronisław Komorowski twierdził, że decyzję w „sprawie Szeremitiewa” podjął świadomie i gotów jest ponieść wszelkie konsekwencje. Czy dziś ma takie samo zdanie? 

                                                                                                                   W połowie 2001 Komorowski widzi, że AWS się kończy, czas zmienić formację. Łapie wiatr, najpierw wchodzi do parlamentu w wyborach 2001 z ramienia Platformy Obywatelskiej, chwilę później zostaje członkiem Zarządu Krajowego PO. Do wyborów w 2005 jest bardzo aktywny politycznie – pełni funkcje zastępcy przewodniczącego sejmowej Komisji Obrony Narodowej i  jest zarazem członkiem sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. W nowej formacji piastuje funkcję przewodniczącego regionu mazowieckiego PO.  

Na tle obecnej sztandarowej koncepcji PO, jaką stanowi budowa zawodowej armii, ciekawa jest wypowiedź posła Komorowskiego z lutego 2004 r.: ...”Polska jest krajem na krawędzi systemu natowskiego i nie możemy zrezygnować z poboru, natomiast możemy go bardzo poważnie ograniczyć.[...] Tak więc, Platforma zaproponuje system mieszany; w pełni zawodowe wojska operacyjne i rozbudowany, ale skrócony do niewielkiego wymiaru w czasie, obowiązek obrony realizowany na potrzeby mobilizacyjne....”[1]. 

                                                                                                          Przed wyborami do Sejmu w 2006 w Platformie Obywatelskiej, na jej nieszczęście, kwestiami obronnymi zajmuje się właśnie nie kto inny jak pan poseł Bronisław Komorowski, który bez doradców niewiele na temat Wojska Polskiego jest w stanie powiedzieć. Odpowiedź Platformy na propozycje programowe PiS-u w zakresie obronności- w sumie było 6 „dużych” punktów PiS-u- zawarta została praktycznie w jednym zdaniu:

 

 

Pkt. 15. Armia zawodowa w jednym planie 6-letnim. Jednolite dowództwo operacyjne. 

 

 

                                                                                                                 W wyborach do Sejmu w roku 2006 Komorowski po raz piąty zdobywa mandat poselski. Program wyborczy PO w zakresie obronności jest już bardziej rozbudowany. Czyżby pan poseł Komorowski gdzieś coś doczytał? Jednak postanowił nie zajmować się sprawami obronności, rozpoczynając budowę swojego nowego image – zostaje wicemarszałekiem Sejmu a od czerwca 2006 r. pełni funkcję wiceprzewodniczącego Platformy.

 

Po zwycięskich dla PO wyborach w roku 2007 Komorowski jest jeszcze lepiej umocowany  - zostaje Marszałkiem Sejmu. Z tej pozycji będzie uderzał w kierunku fotela prezydenckiego. Z jego wypowiedzi widać to jednoznacznie – „Jeśli mowa o wzorcach, przychodzi mi na myśl jeden – Piłsudski”[2], mówi w jednym z wywiadów. Stara się budować centrum w PO i być alternatywą dla Tuska. Politycy PO coraz częściej, szczególnie teraz w dobie kryzysu, mówią o „końcu premiera Tuska”. Wielu wskazuje na Komorowskiego jako przyszłego lidera i kandydata PO w wyborach prezydenckich. Jak można zauważyć Komorowski stara się zbytnio nie angażować w konflikt między PO a PiS-em, wyznając zasadę, że gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta.  

                                                                                                                  Jednak na tym „idealnym kandydacie” kładzie się pewien cień. Komorowski jako jeden z nielicznych posłów PO głosował przeciwko rozwiązaniu WSI. Chyba miał swoje powody.Marszałek Sejmu na przełomie listopada i grudnia 2007 r. spotykał się z dwoma byłymi oficerami wojskowych służb specjalnych, którzy informowali go o korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI. 

Opozycja w osobach posłów z PiS zarzuca mu, że nie zawiadomił o tych wizytach prokuratury. Posłowie PiS żądali, by Komorowski wyjaśnił przed Komisją Sprawiedliwości sprawę swych spotkań "z oficerem wojskowych służb specjalnych PRL Aleksandrem Lichockim" i oficerem WSI Leszkiem Tobiaszem”. 

                                                                                                                    Jak na razie członkowie komisji zdecydowali, że marszałek nie musi tłumaczyć się przed komisją. Tu, moim zdaniem, też zadziałał Wielki Rozgrywający, który potrzebuje Komorowskiego do rozgrywki z Tuskiem. Jeśli Komorowski tą walkę wygra będzie łatwym przeciwnikiem do odstrzelenia. Wtedy właśnie, nie wiadomo skąd, pojawią się materiały obciążające Komorowskiego i nie znajdzie się nikt kto widziałby przeszkody aby marszałek złożył wyjaśnienia przed Komisją Sprawiedliwości. Tym sposobem odpadnie kandydat nr 2 a zostanie kandydat nr 3.
                                                                                                                          K
andydat nr 3 to Bogdan Zdrojewski. W ostatnich wyborach parlamentarnych otrzymał 213 883 głosów. Moim zdaniem Zdrojewski jest czarnym koniem zbliżających się wyborów prezydenckich. Spokojny, opanowany, startuje z bardzo dobrej pozycji Ministra Kultury. Nieprzypadkowo tam się znalazł, tak jak nieprzypadkowo zrezygnował kiedyś z bardzo intratnej i bezpiecznej posady prezydenta miasta Wrocławia. Nieprzypadkowo to właśnie on został szefem klubu Platformy Obywatelskiej.  

Ciekawe jest to, jak szybko wypromowana została w mediach ogólnopolskich postać Bogdana Zdrojewskiego. Dla przeciętnego obserwatora polityki nagle pojawił się człowiek znikąd. Oczywiście mieszkańcy Wrocławia tudzież częściowo Dolnego Śląska bardzo dobrze znają byłego prezydenta Miasta Wrocławia- pełnił tą funkcję w latach 1990 – 2001- absolwenta filozofii i  kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Choć przez cały okres prezydentury był bezpartyjny, to zawsze sympatyzował prawie że otwarcie z Unią Demokratyczną, Unią Wolności a następnie Platformą Obywatelską.

 

 

 

                                                                                                                        W 1997 został niezależnym senatorem, jednak w żaden sposób nie mógł się przebić na ogólnopolskiej scenie politycznej. Dlatego po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, iż funkcji prezydenta miasta nie można łączyć z mandatem senatorskim w 2000 zrezygnował z mandatu senatorskiego. W 2001 postanowił odnowić swoją obecność w polityce  i został posłem z ramienia Platformy Obywatelskiej.

 

 

 

Dlaczego tak uparcie dążył do zabłyśnięcia w wielkiej polityce? Ci, którzy go znają wiedzą, że ma bardzo duże ambicje polityczne. Brakowało mu jednak siły przebicia i zaplecza politycznego. To właśnie dał Wielki Rozgrywający, mistrz gry na drugim planie, człowiek którego drogi wielokrotnie krzyżowały się z drogami Bogdana Zdrojewskiego- doskonale znają się z czasów wspólnej działalności w NZS-ie. Wielki Rozgrywający w PO  to obecny minister MSWiA  Grzegorz Schetyna. On wymyślił Zdrojewskiego jako męża stanu, wielkiego polityka, kogoś kto nagle i niespodziewanie zastąpi spalonego i skompromitowanego Tuska. Sam Schetyna, będzie gdzieś lekko z tyłu, być może tak jak w chwili obecnej na stanowisku kierowniczym jakiegoś ministerstwa lub w skrajnej wersji, dla niego niewygodnej, zostanie premierem.

 

                                                                                                               Wróćmy jednak do postaci Bogdana Zdrojewskiego, bo o Grzegorzu Schetynie napisano już wiele artykułów. W 2005 roku Zdrojewski był  ponownie wybrany do Sejmu z wrocławskiej listy PO (73 959 głosów). W 2006 został członkiem gabinetu cieni PO odpowiadającym za obronę narodową. Warto przypatrzeć się bliżej ciekawostce socjotechnicznej jaką stanowiło wypromowanie nowego lidera Platformy.

 

Jeszcze przed formalnymi wyborami na przewodniczącego Klubu, Bogdan Zdrojewski zaczął pojawiać się na konferencjach prasowych Donalda Tuska. Stał z tyłu, nic nie mówiąc, ale kadr kamer zawsze wychwytywał jego postać. Na pierwszym planie oczywiście Tusk, ale na drugim planie bardzo dobrze widoczny, choć jeszcze niewiele mówiący Bogdan Zdrojewski. Nagle mało znany wrocławski polityk 5 grudnia 2006 roku zostaje wybrany nowym przewodniczącym klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej.

 

 

 

                                                                                                                    W tym czasie w Platformie grupa wrocławska ma już znaczną przewagę. Na przykład szefem sztabu Donalda Tuska podczas kampanii prezydenckiej zostaje wrocławski działacz PO Jacek Protasiewicz, Grzegorz Schetyna pełni funkcje sekretarza generalnego PO. Przypadkiem tzw. grupa wrocławska w PO czyli, Schetyna Zdrojewski i Protasiewicz  to weterani wrocławskiego NZS-u. Z całej trójki największe ambicje ma Bogdan Zdrojewski, największe możliwości Grzegorz Schetyna, a najwięcej pracuje Jacek Protasiewicz.

 

Schetyna ma talent do budowania zaplecza politycznego. W pewnym momencie pojawia się jako prawa ręka Przewodniczącego PO. W brutalnej rozgrywce partyjnej wycina takich przeciwników jak Jana Rokitę czy Pawła Piskorskiego, ale nie lubi stać w pierwszej linii. Dlatego tak bardzo potrzebuje Zdrojewskiego. Po wygranych wyborach w roku 2007 powstaje koncepcja aby Bogdan Zdrojewski został ministrem Obrony Narodowej. Zdrojewski pomimo, iż zasiadał w sejmowej Komisji Obrony Narodowej na wojsku zna się tyle co Komorowski a może i trochę mniej.

 

                                                                                                                  Dlatego dużym zaskoczeniem było wysunięcie kandydatury Zdrojewskiego na szefa MON. Tusk, wiedząc jakie poparcie ma Zdrojewski, a delikatnie mówiąc nigdy nie przepadał za byłym prezydentem Wrocławia, chciał go wrzucić na minę w postaci MON-u, ale tu zadziałał Schetyna. Na  stanowisko szefa MON rozpoczęła się łapanka Było to jedno z ostatnich obsadzonych stanowisk a Zdrojewski mimo, że zdążył już zabłyszczeć jako potencjalny minister ON wypowiedzią o szybkim wycofaniu się polskiej armii z Iraku, 16 listopada 2008 zostaje Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego w rządzie Donalda Tuska. Stąd wiedzie najprostsza droga do prezydentury.  

                                                                                                                Bogdan Zdrojewski występuję jako obrońca prawdy historycznej wypowiadając się jednoznacznie przeciwko dotacji na film „Tajemnica Westerplatte”. Co więcej, bardzo zaangażował się w koncepcję budowy muzeum Westerplatte, analogia do wspierającego swojego czasu budowę Muzeum Powstania warszawskiego Lecha Kaczyńskiego jest aż nadto oczywista. Z dala od wojny PO-PiS, mówi, że „jego głównym zadaniem jest obrona kultury narodowej przed tymi wszystkimi, którzy są jej nieprzyjaźni”. Jednocześnie media donoszą nieoficjalnymi kanałami, że jest jednym z najgorzej ocenianych przez premiera ministrów. Ale to nie przypadek, bo drugim najgorzej ocenianym ministrem jest pani Ewa Kopacz, człowiek Donalda Tuska. 

                                                                                                                  Ta ocena to kompromis w tajnej wojnie między Tuskiem a Schetyną. Zdrojewski może w tej wojnie „polec”, ale ze wszystkich kandydatów o których pisałem ma największe szanse. To „czarny koń” nadchodzących wyborów prezydenckich.  

Grzegorz Matyasik 

[1] Wywiad udzielony 04.02.2004 w całości dostępny na stronie internetowej PO.

[1] Wywiad udzielony dla Super Experesu

 

 
 
"My Naród"
O mnie "My Naród"

Ciekawy, idący pod prąd, odporny na mody byle jakie. Krytyczny, wybierający z tradycji sprawdzone wartości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka