"My Naród" "My Naród"
626
BLOG

Cichy głośno warczy na Michnika na łamach Dziennika

"My Naród" "My Naród" Polityka Obserwuj notkę 5

 

 
 
Wywiad z Michałem Cichym w sobotnim wydaniu springerowskiego Dziennika wywołał
małe trzęsienie Ziemi i to nie tylko wśród salonowych harcowników. Po Remuszce dał teraz   swój donośny głos, na przekór nazwisku, jeden z czołowych niegdyś janczarów z Czerskiej. Cichy nigdy nie był bohaterem naszej bajki. To  postać, nazwijmy to oględnie, niesympatyczna. Jeden z wielu pryszczatych III RP. Tylko z nawiedzonymi młodymi stalinowcami można takie indywidua porównać. Rewelacje Cichego są  mocno odgrzewane. Cóż on nowego powiedział co by nie było tak zwaną tajemnicą poliszynela?
 
Smoleński i Kublik cynglami Michnika. Też mi nowina. Wystarczyło przeczytać ich teksty aby  rozpoznać  dziennikarskie specjalizacje tej dwójki od mokrej, publicystycznej roboty. Cichy zapomniał  o jeszcze jednym, znakomicie zapowiadającym się, cynglu czyli o sobie. Był jak nie przymierzając osławiony Maleszka. Sam się zadaniował i rozprawiał przez nikogo nieprzymuszany z zaplutymi karłami reakcji. Tak to onegdaj nazywano.
 
 Na mojej topliście manipulatorskich tekstów Wyborczej jego artykuły zajmują pozycję medalową. Apostazja Cichego wynika bardziej z bólu porzucenia zafascynowanego swoim guru ucznia przez ukochanego mistrza niż  analitycznego przemyślenia dokonań na stronach Wyborczej. Czytając wywiad można tylko westchnąć. Jaki z tego Michnika niepoprawny uwodziciel i porzuciciel. Wykorzystał, wycisnął jak cytrynę, uczynił jednym z pretorian by  następnie narzucać biednemu Misiowi takie perwersje intelektualne , że nasz bohater zwyczajnie wymiękł. Rozprawić się z „mordercami” z AK , którzy zajmowali się podczas powstania warszawskiego głównie polowaniem na ostatnich ocalałych Żydów to dla niego bułka z masłem.
 
 Jest zlecenie choćby domyślne i niezwerbalizowane i jest odstrzał  tych wstrętnych polskich reakcjonistów. Nasz lizus[nie mylić z innym Lizutem] w takich zadaniach  był profesjonalny jak nie przymierzając Leon Zawodowiec, ale nawet takiemu twardemu i zaprawionemu w rewolucji kulturalnej, agorowemu hunwejbinowi zaczęła drżeć ręka. Zwłaszcza kiedy dostał parę świstków po angielsku i jednoznaczny rozkaz  publicystycznej rozprawy z Żydami amerykańskimi. Śmieli oni mieć zdanie ciut inne niż ukochany Nadredaktor w sprawie Hannach Arendt. Walić w ciemnogród, zaścianek i katoendecję,  to Cichy potrafiłby, choćby obudzony w środku nocy, ale w amerykańskich Żydów? Toż to się nie godzi, toż to nie wypada. W tej sprawie całkiem wymiękł…no i doigrał się.
 
 Wiadomo na Czerskiej od zawsze, kto nie maszeruje równo w takt wiadomego tandemu,  ten ginie i zapada się w nicość. Rewelacje Cichego, są  kotletami odgrzewanymi. Dla mnie osobiście głośno wyartykułowane priorytety wiadomej gazety i pikantne kulisy redakcyjnej kuchni, to informacje zgoła zbędne. Po owocach poznacie ich. Nie trzeba nas epatować, martyrologią niesławnej pamięci dawnego janczara.
 
Mogą one być co najwyżej kubłem zimnej wody na rozpalone i zaczadzone ideologicznym balastem stada polskich wykształciuchów, pasanych przez dwie dekady przez tandem Michnik-Łuczywo przy pomocy kowbojów, poganiających stado we wskazanym kierunku,  jakim do czasu był Cichy. Michnik paradoksalnie nie wywołuje u mnie atawistycznych emocji. Mam sentyment do wczesnego Michnika. Jego późniejsza, nazwijmy to ewolucja, spowodowała skreślenie z listy osób cokolwiek znaczących, dokładnie w 1990 roku. Późniejsze krucjaty i batalie były dla mnie swoistymi aberracjami politycznymi i intelektualnymi. Podobnie Helena Łuczywo, fakt że była szarą eminencją największej w Polsce gazecie, ani jej rodowód nie stanowił problemu. Nie trzeba było stawać się częścią tak zwanego Towarzystwa aby poznać fakty nie eksponowane z pewnych względów maluczkim. Podobnie linia Gazety ze wszystkimi swoimi fobiami i swoistym misjonarstwem, mającym na celu przeoranie polskiej świadomości narodowej, nie wywoływała furii. Duet Michnik- Łuczywo mógł sobie wymyślać swój własny świat i nic mi do tego. Mogła sobie pani Łuczywo w redakcyjnych pieleszach tworzyć nawet, jak to określa Cichy, Żydowską Organizację Bojową czy Charytatywną. Jej sprawa. Można z redakcji  zrobić swoiste pogotowie ratunkowe dla skompromitowanych indywiduów pokroju sędziny Wolińskiej. Można zrobić z gazety swoistą psychoterapeutkę dla ludzi dotkniętych traumą marca 1968. 
 
Można z doświadczenia i życiorysów „komandosów” zrobić kamień węgielny wolnej Polski. Wolno bronić wszystkich umoczonych w KPP czy stalinizm. Na wolnym rynku idei, każdy może robić wszystko, co mu tylko w duszy gra.
Polskim kłopotem nie jest linia programowa Gazety Wyborczej. Problemem za to stanowi zupełnie co innego. Fenomen swoistego uzależnienia tak zwanych elit i środowisk do nich aspirujących, od  przekazu dnia serwowanego przez to medium. Trudno to inaczej nazwać niż intelektualny alkoholizm. Uzależnienia mają to do siebie że degenerują nie tylko fizycznie, ale również umysłowo wyjaławiają. Lemingi dalej spokojnie przeżuwają gazetową papkę pichconą na Czerskiej. Nie chcą jej odrzucić bo, jak wszystkie osoby uzależnione, boją się syndromu odstawienia ukochanej używki.
 
 Każdy alkoholik wie jak ciężko odstawić cudowną substancję, która pozwala świetnie na pozór funkcjonować, na poprawiającym samopoczucie rauszu zwłaszcza gdy uzależniacz codziennie serwuje w autopromocyjnej ofercie przekaz: Jesteście świetni, nowocześni, europejscy. Uzależnić się można wtedy łatwo  od Gazety Wyborczej, ale również od innych bazujących na puszczaniu oka do odbiorcy przekaziorów, jak choćby stosujące podpatrzone u mistrzów manipulacyjne praktyki autorów„Szkła kontaktowego”. Psychologia zna liczne uzależnienia sprzężone ze sobą. Takie najtrudniej leczyć. Dlatego wielkie problemy ma springerowski Dziennik. Modernizatorzy pokroju Krasowskiego i Michalskiego stworzyli inny, ich zdaniem, nowoczesny a pod względem intelektualnym „dietetyczny  produkt” dla ubogich duchem. Mimo, że podlizują się wykształciuchom  znaleźli się na swoistej równi pochyłej.
 
Kokietują wszystkich z lewa i z prawa, ale ich oferty nie przyjmuje rynek choć formuła Dziennika jest poprawioną miksturą sukcesu Michnika. Nowoczesność  i swoista postnowoczesność Dziennika w skali masowej nie działa ponieważ brała pod uwagę poglądy polskich, pożal się Boże, inteligentów. Tu trafiono w dziesiątkę lansując szeroko rozumiany mainstream, ale zderzono się z murem gazwyborczego uzależnienia i stąd springerowscy mołojcy są mocno skonfundowani. Trafili na ścianę swoistej lojalności do pewnej konkurencyjnej marki. Dumają sobie, skoro jesteśmy tacy fajni dlaczego do licha nakład leci na łeb na szyję. Receptą staje się rozpaczliwe dokopanie konkurencji przy Czerskiej. Wariacje i bzik egzotyczny Michalskiego to rozpaczliwe ruchy skazanej na zagładę formacji medialnej, która chciała dobrze, według najlepszych biznesplanów, a skończy jak wszystko na to wskazuje marnie.
 
 Krasowski z Michalskim, w swojej pewności siebie, nie wzięli pod uwagę dwóch rzeczy. Siły przyzwyczajenia wiernych Adasiowi i tych którym osobista inteligencja nie pozwoliła nabrać sie na wyrób agoropodobny z  zauważalnymi inklinacjami do służebnej roli wobec polityki Niemiec. Kapitał jak się okazuje ma jednak ojczyznę.  Pan Talaga tak się przejął rolą, że śmiało mógłby być rzecznikiem niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych czy obrony.
 
 Michalski jak nie przymierzając jego interlokutor Cichy niechybnie  doczeka się tej sytuacji rozstroju nerwowego.  Ma przecież podobne do swojego rozmówcy olbrzymie przeciążenia, związane z oddziaływaniami grawitacyjnymi swoich olbrzymich ambicji, luźno tylko związanymi z talentem i umiejętnościami.
 
 Cichy też miał pecha, w swoim czasie  znalazł się w polu grawitacyjnym potężnej gwiazdy zwanej Michnikiem. Pamiętam sporo tekstów Cichego, jeszcze z czasów kiedy był szefem działu kultury w  Gazecie. Najkrócej jego publicystykę można określić, że chciał i to mu jak najbardziej się udawało się, być bardziej michnikowski od Michnika.  Michalski dla odmiany próbuje stworzyć cudowną formułę; być antymichnikowski i przejąć z całym dobrodziejstwem inwentarza stada wykarmionych na michnikowej zupie polskich ćwierćinteligentów. Być, lepszym, i pozbawionym marcowych fobii nowym Michnikiem, to jego największe marzenie. Mógłby wtedy pasać, polskie inteligenckie barany na postnowoczesnych, europejskich łąkach.
 
  Michalskiemu ten rząd dusz, do którego od lat aspirował, nie wyszedł. Nie wystarczy samo rytualne odcięcie się od błędów i  wypaczeń Wyborczej, by następnie robić coś bardzo podobnego. Jego tytuł cienko przędzie a   nakład Dziennika spada. Lemingi ciągle wolą oryginał z Czerskiej od springerowskiej  podróbki. Wszak tonący brzytwy się nawet chwyta. Tutaj trzeba szukać genezy tego kontrowersyjnego wywiadu. Dziennik wykonuje karkołomne próby podważenia autorytetu organu Michnika i odebrania mu czytelników. Chłopcy z Danielewskiej nieźle zaczęli, później jak w każdym thrillerze było już tylko gorzej.
 
Wywiad z Cichym to ostatnie podrygi mołojców  Dziennika. Michalski zawsze chciał być tylko ulepszoną, nową wersja Michnika, stąd ta nienawiść podszyta ukrywanym podziwem. Tylko panie Cezary, czegoś ci brakuje. Tego, że Michnik jest szkodnikiem nie musisz nam tłumaczyć, ale szkodnikiem charyzmatycznym i uwodzicielskim. Michalski z Michnika wziął tylko jad i zacietrzewienie, jakim obrzuca swoich oponentów. Lisicki mógłby jakby tylko chciał coś o tym opowiedzieć.
 
Co starsi salonowicze wiedzą o jakie plugastwa Cezarego chodzi. Wywiad Michalskiego z Cichym znakomicie się w tą brutalną optykę wpisuje. Nie żebym był obrońcą towarzystwa spod znaku Michnika i Łuczywo, tylko żebyśmy się nie podniecali jak to Dziennik dowalił Adasiowi i Helence.
 
 Michalski  gra od kilku lat znaczonymi kartami.  Proponuje nam, ustami Cichego, manipulację jedną z takich, którymi przez lata  mistrzem nad mistrze  była Gazeta Wyborcza. Cichy uogólnia, a Michalski niby się wzdryga, ale chętnie nadstawia ucha. Rozżalony i poobijany Cichy ma prawo do pewnych generalizacji. Michalski gdyby był uczciwy, miał obowiązek polemiki ze swoim rozpędzonym rozmówcą. W tej rozmowie Michalski okazuję się pojętnym uczniem nauczycieli  z Wyborczej. Tylko zmienia wektor i bezczelnie gra dla odmiany kliszami antysemickimi. Nie jest ważne co mówi pan Cezary, najważniejsze jest to o czym nie wspomina i czego nie prostuje.
 
 Jaka jest Wyborcza to my wiemy bez rewelacji tandemu Michalski-Cichy. Cichy mówi  o Żydowskiej Organizacji Bojowej pod wodzą Heleny Łuczywo, chroniącej ponoć, przed wszelką krzywdą polskich Żydów.  Ja słyszałem, nie wiem czy prawdziwą anegdotę o westchnieniach Heleny Łuczywo-która miała powiedzieć, że najgorsi ze wszystkich są ci prawicowi Żydzi.
 
 Gazeta rzeczywiście broniła i usprawiedliwiała dawnych KPPowców i ich rewizjonistycznych potomków, ale klucz narodowościowy przestawał obowiązywać, kiedy osoba o żydowskim i do tego jeszcze komunistycznym rodowodzie dokonywała niewłaściwych wyborów i schodziła na złą drogę . Pieszczoszkami tej gazety na pewno nie były takie postacie jak Antoni Zambrowski, Paweł Śpiewak czy Ludwik Dorn, o Bronisławie Wildsteinie nie wspominając.  
 
Te nazwiska, w kręgach zbliżonych do agorowych, wypowiada się z nieukrywanym obrzydzeniem. Pochodzenie pochodzeniem, ale liczą się tak naprawdę Anatemy i swoiste ekskomuniki Nadredaktora.  Wyborcza tak naprawdę broni tylko swoich Żydów. Nie swoi są rozjeżdżani.
 
 
Michalski  i Cichy nie są tak skończonymi durniami, żeby o tym nie wiedzieć.    Cichy jest tylko kolejną ofiarą zakłamania i bezpardonowej walki, siebie wartych, medialnych buldogów. Stawką w tej walce jest wspomniany już rząd dusz. Cichy to życiowy rozbitek, kiedyś zauroczony i wykorzystany przez Michnika, dzisiaj manipulowany przez innego cynika Michalskiego. Relacje między Michnikiem a Cichym z wywiadu rysują się nad wyraz ciekawie. Michnik wyłania się tam w kilku demonicznych rolach; uwodziciela, przyjaciela, zastępczego ojca. Te skomplikowane relacje, toż to materiał na powieść o szaleństwie  przy której „Dolina nicości” będzie grzeczną czytanką dla pensjonarek, jeśli takowe jeszcze są. Ten wywiad to rytualne ojcobójstwo. .
 
Wszystko odbywa się w klimacie mafijno-sekciarskich dintojr. Wart Pac pałaca. Wart Michalski Michnika, chociaż kiedyś  jeden i drugi dobrze się zapowiadał. Późny Michalski przeczy temu wczesnemu. Jak tak dalej będzie ewoluował to skończy po niechybnym zamknięciu Dziennika w Krytyce Politycznej jako ekspert od Sławoja Żiżka, ale to nie mój koń, nie mój wóz , nie moje drzewo z lasu wiózł. Niech się harcownicy z Dziennika zagryzają z bojcami z Gazety na medialnej arenie. Podgryzajcie się, skaczcie sobie do oczu, nie dbam o to i plwam na was. Pokażcie wy wielcy, swoją postępową i nowoczesną a nawet postnowoczesną prawdziwą twarz. Niech was zobaczy w pełnej krasie otumaniona, szeroka publika. Niech wykształciuchy zobaczą was, z tymi grymasami nienawiści. Niech wreszcie wyjdzie szydło z worka. Niech popatrzą na zapiekłość waszych jałowych polemik okraszanych chwytami poniżej pasa.
 
 Może jakiś niewielki procent młodych, wykształconych, z wielkich miast wytrzeźwieje, po kolejnym skandalicznym widowisku. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to jak niewiele dzieli obie strony ostatniej bijatyki. Jutro obydwie  pospołu ruszą na polski ciemnogród w kolejnej medialnej kampanii  przeciwko PiSowi albo jeszcze lepiej Radiu Maryja. Ależ będziecie wtedy wy bojcy z Czerskiej i wy mołojcy z Danielewskiej wiarygodni, pewni swojej prawości i naładowani słusznym oburzeniem na katolicki zaścianek. Walczyć będą tylko z sobą dwie arcysłuszne wizje na modernizacje Polski.
 
Rozprawa z dziedzictwem katoendecji rodem z Czerskiej z programem minimum wypichconym na Danielewskiej- żeby tylko ciepła woda była w kranie a Polska równała szybko krok w marszu do niemieckiej Europy. Obie te „ambitne” wizje na obecnym etapie mają wspólny mianownik-wspieranie Tuskoplatformy i sypanie piachu w tryby PiSowi…
 
Na tym polega dzisiejszy pluralizm wielkich mediów w Polsce. Animozje, resentymenty i osobiste wycieczki zamiast strategicznej debaty. Jeśli Axel Springer wykupi Rzeczpospolitą, jak ptaszki śpiewają w internecie i obsadzi  takimi sprawdzonymi poputczykami jak Krasowski, Michalski czy Talaga to będzie pozamiatane. Powstanie jedna europejska linia a pluralizm będzie się przejawiał tylko w utarczkach czołowych publicystów i redaktorów.
 
Wrócimy tak naprawdę do czasów jednej Gazety i jednego Nadredaktora, w całkiem nowych dekoracjach. Kto czytał Lamparta Lampedusy wie, że czasami wszystko trzeba zmienić by wszystko zostało po staremu. Który to już raz jesteśmy świadkami takiej bezwstydnej przebieranki?
 
 
 
Niech nas tylko nie zmylą afronty głównych rozgrywających na polskiej medialnej scenie. Od czasu do czasu trzeba zadbać o swój niezależny image, ale to są kłótnie w jednej oligarchicznej i na poły mafijnej rodzinie. Świadectwem takich zabiegów było wyemitowanie przez TVN „ Trzech kumpli” czy sobotni wywiad z Cichym w Dzienniku. Czy emisja tego ważnego filmu ,coś zmieniła w przekazie propagandowym, tej wykształciuchowej telewizorni?
 
 
Chodziło tylko o uwiarygodnienie swojej stacji i redakcji,  danie pstryczka w nos konkurencji o podobnym rodowodzie żeby się nie rozpychała i nie wchodziła na nie swoje terytorium.
Czasami przecież trzeba zabawić gawiedź prawdziwą krwią, by później dalej robić w najlepsze wodę z mózgu czytelnikom i widzom. Tylko czekać jak Gazeta Wyborcza nas zaskoczy jakimś demaskatorskim tekstem na temat patologii kapitału zagranicznego, choćby na przykładzie niemieckiego koncernu Axel Springer. Albo usłużny literat napisze powieść „Utracona cześć Michała Cichego” w której rozprawi się z nieetycznymi praktykami tego wydawcy. Powieść będzie podlana solidnym lewackim sosem, według najlepszych kontrkulturowych wzorów, gdzie dziennikarskim szwarccharakterem żerującym na czyjejś chorobie będzie osobnik karykaturalnie wzorowany na Cezarym Michalskim.
 
 Na miejscu Michnika dałbym swoim literackim cynglom pilne zlecenie na takie dzieło. Może samozadaniujący się literat już takie dzieło pisze oczami wyobraźni widząc wręczaną mu nagrodę Nike? Nie miejmy złudzeń to są działania pozorowane, mające na celu uwiarygodnienie swojej tak naprawdę antypolskiej oferty. Na prawdziwą afirmację polskości we wszystkich tu wymienionych przekaziorach nie ma co liczyć. To tylko ochłapy rzucane na odczepnego co bardziej krytycznym odbiorcom. By żyło się lepiej, dzięki fabrykom złudzeń w różnych Walterowniach, Springerowniach czy Michnikowniach. .  
 
 
"My Naród"
O mnie "My Naród"

Ciekawy, idący pod prąd, odporny na mody byle jakie. Krytyczny, wybierający z tradycji sprawdzone wartości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka