"My Naród" "My Naród"
113
BLOG

Ave Cezary Michalski, morituri te salutant

"My Naród" "My Naród" Polityka Obserwuj notkę 1

 

 
 
Nasz ulubieniec, redaktor Dziennika, po raz kolejny dał swój bezcenny głos na temat Kataryny i anonimowości w Internecie. Ogłosił sukces większy niż odnalezienie chorążego Zielonki ! Mołojcy z tej redakcji zidentyfikowali Katarynę. Zaiste to największy sukces polskiego dziennikarstwa śledczego od czasów kiedy redaktor Smoleński, pseudonim Cyngiel, przez pół roku tropił Rywina.
 
Sukces zaiste godny, by nim uczcić dwudziestą rocznicę III RP. Tylko wyglądać panegiryku na cześć sprawności zawodowej żurnalistów wiadomego tytułu, ze strony profesora Sadurskiego. Professore przetarł szlak, pierwszy chciał wylegitymować niesłuszną blogerkę. Skąd ta zapiekła ciekawość cudzych danych osobowych? Dlaczego autorytety dostają małpiego rozumu, kiedy zostają przyszpileni na takiej czy innej podłości, nie potrafią się bronić argumentami, tylko chcieliby atakować ad personam. Sadurski podobnie jak dzisiaj Michalski poruszyli lawinę. Professore, gdyby mógł cofnąć czas, odgryzłby kabel od swojego kompa, niż jeszcze raz napisał tamten tekst. Sadurski przypominał poczciwego funkcjonariusza, który na internetowym, nieprawomyślnym zbiegowisku na blogu Kataryny, chciał gospodynię wylegitymować, i pryncypialnie pouczyć.
 
Jeden z moich znajomych, nazwał go wtedy zomowcem, może tą ksywkę rozpropagować w Internecie? Michalski i mołojcy z jego redakcji poszli jeszcze dalej. Ustalili dane osobowe i rozpoczęli ni mniej ni więcej tylko grę operacyjną. Przeciwko niezależnemu słowu, SB też się onegdaj natrudziła. Ilu to trzeba było zwerbować, ilu opluć i pomówić. Ówczesne media były takie usłużne wobec kierowniczej roli partii. Nawet niegdysiejszy towarzysz Siwak, przypominał tak jakoś Niesiołowskiego, z tym że nie był w ówczesnej propagandzie, aż tak wyeksponowany……. Happeningi Palikota to jakby następny rozdział medialnych sukcesów Jerzego Urbana.
 
 Michalski jest dużym chłopcem, powinien wiedzieć z czym kojarzą się praktyki, jakich dopuściła się jego redakcja. Toż to wypisz i wymaluj nieudana próba werbunku. Czyżby Michalski chciał być oficerem prowadzącym Kataryny? Stare ubeckie metody wobec niepokornych i niezależnych- kij i marchewka. Kij- jesteś namierzona, marchewka to bycie mainstreamową publicystką. Pod czujnym okiem duetu Krasowski-Michalski.
 
 
 Pamiętacie jak zareagowała na pamiętne, zarzuty Sadurskiego wobec anonimowości Kataryny blogerska brać. Solidaryzowano się z Kataryną nie z Sadurskim.   Wielu piszących na salonie, w geście swoistej solidarności wobec zaatakowanej autorki, przedstawiało się z imienia i nazwiska, szanując jednocześnie jej absolutne prawo do zachowania anonimowości. Bowiem anonimowość w blogosferze jest ni mniej ni więcej, tylko pewną równoprawną opcją do wyboru. Ten wybór trzeba bezwzględnie uszanować. Bo takie są reguły tej gry. Kto je łamie jest pospolitym draniem. Swoją drogą Michalskiego opanował istny bzik egzotyczny. Po raz kolejny toczy pianę, na samo słowo bloger. Można się domyślać że ma to w jego przypadku, wymiar prawdziwej obsesji. Obsesji której nie potrafi ukryć, a nikt w redakcji nie ma odwagi tego otwarcie mu powiedzieć. Widać wielu z nas nieźle zaszło mu za skórę.
 
Cezary to człowiek nadwrażliwy, łasy na hołdy, z ambicjami swoistego rządu dusz na miarę pewnego Nadredaktora. Tylko Michnik trafił na swój czas, okres swoistej medialnej próżni na początku tak zwanej transformacji. Której celem nadrzędnym było wszystko zmienić tak aby wszystko zostało po dawnemu. Stare w nowych dekoracjach, chciałoby się rzec. Tą pustkę wykorzystując sprytnie pozycję czołowej poprzedniego reżimu, wypełnił swoim wypaczonym obrazem Polski i wraz ze swoim środowiskiem na ponad dekadę zmonopolizował media. Było to tym łatwiejsze, gdyż Internet prawdziwa gwarancja pluralizmu, dopiero raczkował.
 
 
Michalski wszedł w buty Michnika w zupełnie innej sytuacji. Próba stworzenia konkurencyjnej wobec Gazety Wyborczej wizji modernizacji, na bazie bełkotu o postpolityce, administrowaniu, ciepłej wodzie w kranie, podlana euroentuzjastycznym sosem nie przyjęła się. A w necie została niejednokrotnie, niemiłosiernie wyszydzona. A to musi boleć.
Kuksańce konkurencji z Czerskiej tak nie bolą, jak vox populi wyrażony bezceremonialnie w wielu tekstach choćby tu na Salon 24.
 
Potencjalni odbiorcy superoferty Michalskiego nie tylko jej nie przyjęli, ale niejednokrotnie, bez pardonu ją wyszydzili. I nie byli to internetowi chuligani z forum Gazety czy innego Onetu, tylko domyślny docelowy krąg odbiorców papki ideologicznej pichconej na Danielewskiej. Potencjalni odbiorcy wzruszyli ramionami, a co bardziej krewcy siedli do klawiatury, i bez nabożnej czci dla nowego, samozwańczego przewodnika stada, dali Cezaremu nieźle popalić.
 
Piszę to z autentyczną przykrością, bo pojawienie Dziennika przyjąłem dużym kredytem zaufania. Początki były nawet obiecujące. Łezka się w oku kręci kiedy wspomina się pierwsze numery i niektórych, już nieobecnych tam autorów i teksty, jak choćby „Koniec Polski Michnika i Kiszczaka” Rybińskiego. Niestety Polska zmieniła się o tyle, że ciągle jest krajem Michnika, Kiszczaka, a krąg gospodarzy powiększył się oTuska i Michalskiego. Niestety ci drudzy, warci są tych pierwszych. Aż głupio przyznać, że ja w swojej naiwności liczyłem kiedyś, że Dziennik stanie się głosem takich jak ja.
 
Krytycznych wobec III RP, pragnących swoistego przewartościowania prawd objawionych tej skażonej swoistym grzechem pierworodnym formacji, jakże słusznie nazywanej PRL-bis. Dziennik niestety okazał się tylko, jeszcze jednym i to czołowym jej obrońcą i konserwatorem. Co najwyżej   konstruktywnie krytykującym jej największe wynaturzenia. Duet Krasowski- Michalski zamiast zmierzyć się za bary z Polską , wymyślał kolejne intelektualne łamańce zaklinające rzeczywistość. By następnie dopasować je do schematów wydumanych przez ich guru Sławoja Żiżka, niemiłosiernie skądinąd lansowanego na tych łamach.
 
 Brak sukcesu, spadający nakład, świadomość że planowany implant ideologiczny, który miano wszczepić w świadomość resztek polskiej inteligencji, został odrzucony. 
Wykształciuchy i elyty, i tak po staremu wolą Wyborczą rodził frustracje i agresję.
 Czasami jest ona niekontrolowana i całkowicie bezmyślna, jak kolejne filipiki przeciwko blogerom. 
 
Rodzą one, podobnie jak sławetny tekst Sadurskiego -solidarność zaatakowanych i pomówionych. Redakcja Dziennika nijak nie może pojąć, że wywoływanie do wylegitymowania się przez nieprawomyślnych blogerów, czy żmudne zabiegi identyfikacyjne wobec Kataryny mogą tylko zaszkodzić temu dołującemu tytułowi.
Czyżby Dziennik wymyślił sprytną strategię, zdobycia zachwytu elyt, przez stosowanie chwytów jeszcze bardziej poniżej pasa niż Gazeta? Czy mogłoby to, go uwiarygodnić na salonach przez prosty komunikat. My też dajemy odpór internetowemu warcholstwu które siłą powodzi podmywa, pozycje takich i owakich właściciel III RP. Teraz to my Dziennik, jesteśmy na pierwszej linii frontu, więc kochajcie nas elyty. My też jesteśmy z waszej bajki… no ciut może w przeszłości pobłądziliśmy, ale patrzcie jak się staramy….
Obrzydliwe praktyki miałyby wtedy jeszcze jakiś sens.
 
Podejrzewam jednak, że jest to tylko tabloidowe bicie piany i skandalizowanie dla samego skandalizowania, w ramach rozpaczliwej i beznadziejnej walki o utrzymanie się na rynku. Michalski chyba wie, że nikogo już nie przekona. Zostało mu epatowanie chamstwem, rzucanie inwektyw, robienie sobie taniej reklamy. W myśl zasady- niech mówią, nieważne dobrze czy źle, byle tylko było głośno i wszędzie.
 
 Skoro nie udało się nam, zdobycie pozycji głównego rozgrywającego na intelektualnej mapie Polski, to bierzemy kurs na konfrontację, Być, może tytuł jest już nie do uratowania, to przynajmniej wywalczmy sobie pozycję, niesławnej pamięci redaktora Wołka. Będą nas zapraszać, dadzą jakieś fuchy, pokażą w telewizji, opublikują jakiś paszkwil. Z tego da się żyć. Wołek najlepszym dowodem. Michalski choćby nie wiem, jak się starał, Katarynie nie może zaszkodzić. Wzmocni tylko jej netową charyzmę i popularność. Gdyby nawet przestała pisać, czego oby nie było, da to początek wielkiej netowej legendzie, którą prawić się będzie dopóty będzie wolność w sieci. A szwarccharakterami w tych opowieściach będą professore z Florencji i osławiony a nie sławny Cezar, niedoszły imperator zmodernizowanej polskiej świadomości . Michalski przyznaję, że między innymi identyfikatorzy z Dziennika zainteresowani są psychiką Kataryny.
 
 Michalski jakby nie chce znać starej prawdy, że tekst to człowiek i obnaża autora bardziej niż striptiz u Wielkiego Brata. Przeczytałem sporo tekstów Kataryny, jej wywiad z Mazurkiem nomen omen w Dzienniku. Gdyby Michalski czytał Katarynę ze zrozumieniem pozbył się szybko swojej niezdrowej ciekawości i odkryłby bez trudu tajemnicę jej sukcesu.
 Kataryna stawia po prostu trudne pytania, podaję tropy. I śmie się dziwić, że wielkie media zachowują się jakby były ślepe i głuche. Obnaża porażający wprost konformizm, wielkich i małych z dziennikarskiego i politycznego światka. I jest wolna, jak tylko anonimowy bloger być może. 
 
Michalskiego przyznaję, do czasu też czytałem z przyjemnością. Ten facet,   naprawdę trudno w to uwierzyć, miał kiedyś jaja. Pisał z sensem i ciekawie. Później dał się poznać jako człek napastliwy i manipulatorski, do tego z chorobliwym przerostem ambicji. Michalski to nie typ zwyczajnego publicysty, to bardziej prorok nowej wiary. Na koniec dał się poznać jako sfrustrowany damski bokser na springerowskim żołdzie. Tyle zostało z świetlanych projektów, głównego ideologa wielkiej modernizacji polskiej świadomości, mającego za narzędzie dużą ogólnopolską, codzienną gazetę.
 
Michalski ciekaw jest psychiki Kataryny. Ja też spróbuję idąc śladem jego pomysłów, stworzyć psychologiczny portret niedoszłego, nowego nadredaktora. I co widzę? Swoisty pakt z diabłem, by za cenę swoistej apostazji pokusić się o coś, co nazywam rządem dusz. Narcyzm i ambicje Michalskiego, zderzyły się z nieuchronną klęską tego ambitnego projektu. Tu trzeba szukać genezy jego ostatnich karkołomnych i w gruncie rzeczy samobójczych wyskoków. Pójście na wojnę z blogosferą, świadczy o bezsilności i jałowości tego autora. Inwektywy i oskarżenia zamiast rzeczowej polemiki. Mój Boże, trzeba nie znać polskiej historii, by pomstować na anonimowość. Okupacja, publikacje w emigracyjnych periodykach, w drugim obiegu….Lista piszących pod pseudonimami byłaby dłuższa, niż ten niekrótki przecież tekst… Może, należałoby się raczej, zastanowić nad brakiem rzeczywistego pluralizmu w mediach, i niedostatkami wolności słowa w Polsce. Przecież występujący pod własnym nazwiskiem Cenckiewicz, Gontarczyk, Zyzak, zamiast publicznej debaty, spotkali się z kampanią opluwania i dezinformacji. A najbardziej kuriozalne były odgórne protesty, jeszcze przed ukazaniem się książki pierwszej dwójki. Patrząc na te, praktyki, gdzie intelektualne pałkarstwo miesza się z niezamierzoną groteską, normalny człowiek obserwujący polowanie z nagonką na nieprawomyślnych ceni sobie anonimowość. Listy z kałem do profesora Andrzeja Nowaka to kolejny przykład, na poziom debaty ze strony jego oponentów Do tego dodajmy niedawne wypowiedzi takich tuzów III RP jak Jerzy Owsiak czy Władysław Frasyniuk wzywające do fizycznej rozprawy z mającymi zdanie odmienne.
Tylko czekać, jak pewne młodzieżówki, zakłócą wykłady profesora Nowaka i pobiją jego słuchaczy, jak to w latach siedemdziesiątych bywało.
 
 Mamy do czynienia ze swoistym chichotem historii. Ci którzy w złej wierze straszyli, nas przez lata recydywą ONRu, przejęli jego najbardziej haniebne praktyki. Do tych współczesnych, medialnych pałkarzy, bo słowo dziennikarz, w tym kontekście nie jest na miejscu, ochoczo dołączył Michalski. Nie wierzę iż, jest tak skończonym durniem, by nie zdawać sobie z tego sprawy.
 
On przypomina raczej odrzuconego i rozżalonego proroka, który wylewa swój jad, na tych którzy za nim nie poszli. On wydumał sobie, że większość blogerów, a zwłaszcza tych nieskażonych gazwyborczym uzależnieniem i patrzeniem na świat, to będą jego hufce w walce z ulicą Czerską. Wie przecież że piszący, są najlepszymi czytelnikami tekstów. W necie Michalski poniósł największą i chyba nie przewidywaną klęskę. Niemal brak tu myślących Michalskim. Michnikoidów, trochę by się znalazło, Cezaroidów brak.
Ludzie pokroju Michalskiego nie mogą za nic pojąć, że w sieci tworzą się samoistne autorytety, pewna naturalna hierarchia, zupełnie nie odzwierciedlająca pozornych podziałów w mainstreamie. I coś najważniejszego-solidarność wobec zaatakowanych.
 
Kataryna nie musi mieć twarzy, nie musi mieć oparcia w jakiejś ważnej instytucji, czy też grupy wsparcia w postaci jakiejś politycznej, czy salonowej koterii, by być KIMŚ.
 Inny przykład FYM, katorżniczą i bezinteresowną pracą z niczego stworzył coś- POLIS. Michalski nie może pojąć, jak zakute tylko w nick przebrzydłe anonimy, mogą się skrzyknąć i Coś zrobić. Bez springerowskiego kapitału, bez namaszczenia przez warszawskie i europejskie wielkości, mają czelność podnosić klawiaturę na prawdy objawione w różnych gazetach, dziennikach czy innych szkiełkach.
 
 Dawny Michalski pewnie by piał z zachwytu, że tu w Internecie, my blogerskie pospolite ruszenie tworzymy podwaliny prawdziwego, a nie wykoncypowanego przez Agorę społeczeństwa obywatelskiego i poszerzamy przestrzeń wolności i debaty publicznej. Nowy Michalski ma na zbyciu tylko anatemy i fałszywe święte oburzenie. Facet który ostatnimi czasy zasłynął obrażaniem kogo się da, jak gdyby nic, chce występować w roli arbitra polemicznej elegancji.
 
 Psychologiczny portret Michalskiego wyłaniający się z jego ostatnich publikacji, wskazuje że te pohukiwania mają powody, nie natury pryncypialnej lecz osobistej. Oj, niektóre teksty musiały być naprawdę celne. I nasz ambitny narcyz z żalu pewnie płakał po nocach do poduszki. Mam skromną nadzieję, że wśród tych celnych   pchnięć w rozdęte ego Cezarego, był i mój poprzedni wpis. Michalski piszę o utraconej czci Kataryny. Skądinąd, całkowicie bezsensownie, bo na czym ta utracona cześć miałaby polegać, na skutecznej identyfikacji blogerki? Na odmowie wywiadu Dziennikowi?
 
Ja pisałem o utraconej czci Michała Cichego i jego wywiadowcy Cezarego Michalskiego. Kto ciekaw niech sobie kliknie pod tym wpisem i poczyta. W tym wywiadzie Michalski, w ramach dyskredytacji konkurencji całkowicie się obnaża, manipuluję zgorzkniałym dawnym janczarem Michnika i nie prostuje przekłamanych generalizacji swojego rozmówcy. Byle tylko dokopać. Byle tylko zdyskredytować. Może to i makiaweliczne, ale na wzorzec przyzwoitego dziennikarstwa nadaję się tak, jak nie przymierzając wstępniaki konkurencyjnej wobec Dziennika, Gazety Wyborczej.
 
 
Michalski stał się jeszcze jednym manipulatorem w polskich, czy jak wolą niektórzy polskojęzycznych mediach. Wszystko wskazuję że facet się zwyczajnie zaplątał w swojej nazwijmy to ewolucji ideowej. Przypomina w tym Michnika w którego biografii był przecież i słynny, ostry list z więzienia do policmajstra Kiszczaka, by na końcu swojej drogi ideowej znaleźć się w towarzystwie samych klakierów i nominowanych przez siebie ludzi honoru.
A o dobre samopoczucie tego towarzystwa dba mecenas Rogowski, który przy pomocy pozwów sądowych przywołuję do porządku co bardziej krewkich polemistów, .
Nie ma już cenzury na Mysiej, ale jest mecenas Rogowski. Stare wraca w nowych dekoracjach…
 
 Michalski ma podobne ciągoty. On zaścianka, ciemnogrodu i strasznej anarchii dopatrzył się w blogosferze. To tam odrasta wielonitkowa hydra reakcji. Na razie grzmi, ale ten niedawny liberał, pewnikiem już duma jak to ukrócić warcholstwo w sieci.
 Może by tak każdy tekst, opatrzyć nie tylko imieniem i nazwiskiem, bo przecież Janów Kowalskich jest bez liku. Wredni blogerzy mogą wzorem asów wywiadu podszywać się pod tożsamość na przykład osób zmarłych. Niech każdy blog czy komentarz obligatoryjnie, zawiera pesel, nip datę i miejsce urodzenia i koniecznie zdjęcie i adres autora, tak przydatny nieznanym sprawcom. I do tego koniecznie zeskanowane i potwierdzone przez notariusza świadectwo szczepienia przeciw wściekliźnie.
 
Michalski znowu jest w awangardzie, w zjednoczonej Europie już wykuwają nowe prawo. Ostatnio się nie udało, ale trzeba nad tym jeszcze popracować. Kuć żelazo, zanim kontestatorzy politycznej poprawności zawładną siecią, by mącić w głowach ostatnich wątpiących w nową wiarę i nowy wspaniały świat. A świat polskiej blogosfery w sennych majakach Michalskiego powinien wyglądać tak. Starannie wyselekcjonowani blogerscy gladiatorzy, dobrani ideowo powinni utworzyć fankluby Dziennika, Wyborczej i TVNu. To byłaby ekstraklasa .
 
Blogerzy powinni walczyć na wybranej tematycznie arenie, pod czujnym okiem Cezara [ w tej roli oczywiście Michalski] i ku uciesze gawiedzi. Tematyka tych potyczek i dopuszczalny oręż, jak również dopuszczalna waga argumentów byłaby reglamentowana przez Radę Mędrców złożoną z redaktorów Olejnik, Krasowskiego, Miecugowa Czuchnowskiego. Za cytaty z dzieł Michalskiego, przyznawano by punkty dodatkowe. Blogerzy którzy poparli Michalskiego w ataku na Katarynę, mieli z urzędu strony główne na wszystkich pozostałych portalach. Salon 24 został by wirtualnie zburzony, zaorany i posypany solą jak nieszczęsna Kartagina.
 
 Cezara zgodnie z regulaminem należałoby przed zwarciem klawiaturowego oręża pozdrowić, i zadeklarować pełne zaufanie do jego zawsze sprawiedliwych wyroków.
Powiecie że jaja sobie robię z osoby która z braku pomysłu na swoją publicystykę, coraz częściej nas zaczepia. Z takimi jak Michalski POstmannami[ tak nazywam osobników bełkoczących niezrozumiale ale za to z wielkim zadęciem o postpolityce i postmodernizmie, niektórzy złośliwcy również tak nazywają facetów którzy utracili męskość, ja uważam że jedni i drudzy mają ze sobą zadziwiająco wiele wspólnego….] dyskusja nie ma najmniejszego sensu. Kiedy zabraknie im argumentów, wyzwą cię żeś anonim i tobie mniej wolno. Szanowni blogerzy, śmiejmy się, takie typy spod ciemnej redakcyjnej gwiazdy, najbardziej jak pisał FYM, boją się śmieszności.
 
 Problem Michnika, Michalskiego et consortes leży w tym, że oni nie mają za grosz poczucia humoru czy zmysłu autoironii. Niczego nie potrafią obrócić w żart, tylko od razu chcieliby pacyfikować, i wypalać gorącym żelazem. A teraz spróbuję ciut poważniej, chociaż w wypadku tych panów do końca nie jest to możliwe. Bo to zwyczajnie nie są zwyczajni faceci. To raczej Kosmici. Kiedy powolutku, począwszy od prac sławetnej komisji, poczęła blednąć megagwiazda Adama Michnika. Zdawało się że nasze życie publiczne normalnieje a media się pluralizują. Wtedy właśnie, pojawił się przepoczwarzony z prawicowego motyla w postplityczną larwę, Cezary Michalski ze swoim cud modernizacyjnym projektem. Adam Michnik za każdym krzakiem widział katoendeka, a za każdym drzewem czaił się faszysta, a naród nadawał się tylko do resocjalizacji, pod czujnym okiem dyżurnych autorytetów kraju.
 
Michalski dla odmiany siedzi sobie w tej swojej wieży z kości słoniowej i podobnie jak jego szczęśliwszy poprzednik, absolutnie nie zna polskich realiów. Zdaję się nie zauważać, że resocjalizacja według metod Michnika, bądź co bądź najwybitniejszego pedagoga społecznego w naszych dziejach, udała się nad wyraz. Michalski w swojej naiwności zdaję się nie wiedzieć, że bycie kaczystą, czy moherem życia w niczym nie ułatwia. Jest za to gwarancją popadnięcia w różne kłopotliwe sytuacje, z tych szykan najbardziej chyba uciążliwy jest swoisty towarzyski ostracyzm. Nie pomogą osobnikowi z taką przypadłością, ani wykształcenie, czy wybitne osiągnięcia zawodowe. Nie tylko Gazeta ma swoich cyngli, są również pomniejsze cyngielki płci obojga jak Polska długa i szeroka, które niczym dawne ciotki rewolucji, gotowe przegryźć nieszczęsnym moherom tętnicę szyjną, choćby za pochlebną uwagę o aktualnym prezydencie.
 
Mendia takim postawom sekundują i perfidnie tę spiralę agresji nakręcają. Wściekłość i wrzask takich indywiduów, jak Krasowski, Michalski, czy typ z innej redakcji Czuchnowski ma swoją genezę w bezradności wobec fenomenu raczkującej a już groźnej piątej władzy. Rewolucja internetowa, która się dokonała w ostatnich latach w Polsce łamie kolejne monopole, czy jak teraz oligopole. Ta rewolucja teraz zauważona przez mainstream, dała broń, dawniej bezbronnym. Stąd ta histeria.
 
Kataryna jest tylko efektownym wierzchołkiem blogerskiej góry lodowej, na której roztrzaska się niejeden potężny medialny Titanic. Jej sukces, jest zwiastunem zmierzchu potęgi dawnych i niedawnych dyktatorów opinii publicznej
 Lament rozpoczął się kiedy zauważono, że została przekroczona pewna masa krytyczna i strona blogerska się nie certoli i bez kompleksów idzie na zwarcie wręcz.
Mocna nie tylko w inwektywy, ale ku rozpaczy mainstreamowych dziennikarzy w logikę, wiedzę, argumenty i co najgorsze w ironię i poczucie humoru. Wtedy wielkim medialnym personom szczęka opada a pięści się zaciskają.
 
 
PS
Przeczytalem wpis FYMa, który wspomniał, o pewnej pozytywnej ewolucji, profesora Sadurskiego. Przeczytałem wywiad profesorem z mieszanymi uczuciami.
Ten który pierwszy legitymował Katarynę, obecnie uznaję w zasadzie   jej i innych, prawo do anonimowości.
 
Początek mojego tekstu, jakby stracił sens. Ale go już nie zmienię, bowiem profesor, ciągle kluczy w sprawie swoich pamiętnych, zomowskich inklinacji. I ku przestrodze przyszłych Michalskich nie zaszkodzi o tym jeszcze raz przypomnieć.
Profesor zrobił krok we właściwym kierunku, aczkolwiek ciągle kluczy i zaciera ślady.
To nie Kataryna zaatakowała Szymborską, tylko profesor Katarynę….. przynajmniej ja tak zrozumiałem tamto, w sumie pouczające dla Sadurskiego spięcie.
Po wpisie FYMa, oczami wyobraźni widziałem już, jak profesor przyznaję się do całkowitego błędu. Przeprasza katarynę, przyznaję jej i wszystkim, prawo do przypominania nawet niesłusznych zaangażowań osób publicznych….
A tu czytam takie ble, ble o etycznych powodach, tamtego legitymowania. Podejrzewam że to etyka sytuacyjna, którą można wyłożyć prościej. Jak Kali ukraść krowę to dobrze, a jak Kalemu to źle.
 
 
Założyłbym się, gdyby jakiś poczytny anonim napisał, o pewnym niemieckim nastolatku, którego zapisano do Hitlrjugend i który później został papieżem, to autora takiego blogu profesor by nie legitymował.
 Szymborska swoją drogą w latach pięćdziesiątych była już dużą dziewczynką i wyjadała konfitury wtedy, kiedy innych zdradzano o świcie…………
Nie zmienia to faktu, że cenię wiele wierszy pani Wisławy i parę tekstów Sadurskiego też.
 
"My Naród"
O mnie "My Naród"

Ciekawy, idący pod prąd, odporny na mody byle jakie. Krytyczny, wybierający z tradycji sprawdzone wartości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka